Czy wiesz, kiedy wychodzi najlepsza sesja? Kiedy fotograf złapie z osobami za aparatem wspólny język. Wchodząc do domu Klaudii i Dawida na sesję ciążową praktycznie od początku wiedziałam, że nam “kliknie”. Dawid szykował się jeszcze w łazience, a Klaudia z lekkim stresem pytała o wodę, czy wzięłam tabletki na alergię, bo mają kota. I oczywiście były wątpliwości, czy dom jest odpowiednio przygotowany, wysprzątany do robienia w nim zdjęć i sesji. Szybkim rzutem oka wiedziałam, że połączenie ich przestrzeni wraz energią ludzką da nam cudowne efekty. Moja intuicja się nie pomyliła, bo para w ciąży szybko porzuciła niepokoje i obawy, a sesja przerodziła się w niekończącą się rozmowę, masę śmiechu, miliony podejmowanych tematów.
Czy na sesji ciążowej trzeba COŚ ROBIĆ? Być. Sobą. Najtańsza, najprostsza i pewnie najbardziej banalna odpowiedź, ale jest wystarczająca. Na przyjście fotografa do domu wystarczy po prostu się miło nastawić. Otworzyć. Spróbować porzucić maski. Im szybciej zniknie napięcie, tym prędzej zaczną powstawać prawdziwe kadry. Uśmiech będzie taki jak na co dzień, czułość pokaże intymność, a Wasza osobowość i temperament wyznaczą kierunek tego, jak dynamiczne będą efekty zdjęć. Jedni z nas są spokojni, a inni kipią energią. Jedna osoba z łatwością okazuje emocje, a z drugiej trzeba wyciągać buziaka, przytulenie, czy muśnięcie palcami po ramieniu.
Warto jednak przemyśleć na czym Wam wspólnie zależy. Czy chcecie mieć z sesji konkretne kadry wypatrzone gdzieś w czeluściach internetu, czy idziemy na żywioł i bazujemy całkowicie na moim oku, wypatrywaniu na bieżąco chwil i momentów. Wbrew pozorom, to co wydaje się mocno ustawione często jest składową zaufania, dobrej rozmowy, odpowiedniego żartu, dystansu, ironii, światła i wypatrzenia sytuacji. Możecie nie robić “nic” wielkiego, a zobaczycie i tak magię fotografii.