Jeśli po raz pierwszy wybierasz się na sesję w plenerze, zapewne zastanawiasz się, co będziecie robić… Bo na sesji przecież powinno (?) się coś robić? Nic bardziej mylnego. Pomyśl o tym tak… W codziennym pędzie – przedszkole, żłobek, pranie, sprzątanie, zakupy, posiłki, prasowanie, usypianie, karmienie, jazda autem, wyrwane minuty na film lub czytanie – włączasz STOP. Masz wieczór podczas, którego przybywasz na miejsce i po prostu jesteś z rodziną. Chodzisz, przytulasz się, uśmiechasz, jesteś w ulubionej sukience, w makijażu lub bez. Po prostu jesteś. Bez spiny, patrzenia na zegarek, krok za krokiem na ścieżce, łące, polu, w lesie.
Serio. Nie musisz robić nic poza byciem. Nie musisz krzyczeć, robić wielkich zakupów do tego wydarzenia. To będzie wyrwana godzina z Waszego tygodnia. Wbrew pozorom na co dzień nie ma zbyt wiele czasu, by pobyć ze sobą. Lista spraw zwykle się nie kończą, dni zlewają się, kartki z kalendarza wypadają i stale coś. A tu nic. Będziemy rozmawiać, śmiać się, gilgać, skakać lub spacerować. Będę tuż obok. Patrzeć na Was, obserwować, co jest Wasze, naturalne. Jakie macie gesty, mimikę, w szczególności, gdy puści stres i pierwsze napięcie. Wówczas się rozluźnicie, rysy zmiękną, śmiech stanie się szczery, a ruchy płynne i zwyczajne. Mniej nerwowe.
Pewnie będziecie mieć wrażenie, że nic szczególnego nie robiliście. Albo że dziecko za mało się uśmiechało. Że mogliście jeszcze to lub tamto. Ale magia tkwi w zwyczajności, prostocie. Docenicie i zobaczycie to na własnej skórze wzruszając się oglądając galerię z sesji.
Drobne rady od fotografa z doświadczeniem na sesjach plenerowych? Ubierzcie wygodny strój, spakujcie wodę, płyn na komary i tyle. Resztę zrobię ja i Wy już na miejscu. Na pewno dacie radę. Każdy daje 😉