Reportaż z onkologii
Reportaż z oddziałów onkologicznych w Szpitalu Klinicznym im. Karola Jonschera w Poznaniu
Czy da się czule sfotografować trudną historię? Czy mam do tego narzędzia, umiejętności, prawo? Nie mieliłam w głowie przed pójściem do szpitala, o tym jak to będzie. Zgłosiłam się jako fotograf chętny wspomóc Fundację Moje Skrzydła do uwiecznienia Dnia Mamy na szpitalnych oddziałach. Dostałam informację, że są już obstawione, ale Kasia z fundacji nieśmiało zapytała, czy byłabym gotowa wejść na onkologię. Nie było we mnie wątpliwości, bo ja ten świat znałam doskonale od wewnątrz.
Spędzałam tam kiedyś weekendy, wolne popołudnia od szkoły, uciekałam od obowiązków do nastoletniej miłości. Do chłopaka. Pamiętam dokładnie spacery po korytarzu z wieszakiem na chemię i kroplówki. Maseczki. Dezynfekcję. Wymienianie się informacjami, jakie są DZIŚ wyniki badań krwi. Odtwarzam szpitalny wózek na posiłki, obiad. Gorsze dni po chemioterapii. Psychiczne doły. Meszek na głowie. Siniaki po wkłuciach. Niepewność, czy będzie przepustka do domu, czy kolejne tygodnie czekania i patrzenia w sufit, okno i wiecznie grający telewizor. Widziałam już to wszystko. Nie było we mnie pytania, czy sfotografuję, tylko KIEDY tam wejdziemy.
Razem z Kasią z Fundacji Moje Skrzydła i pod opieką pani Małgosi z oddziałów onkologii miałam zaszczyt spędzić dobrych kilka godzin w szpitalu i zapisać ten jeden dzień. Wejść znów tam, gdzie oczy ludzi z ulicy nie sięgają. Tam gdzie nie jest miło, przyjemnie wygodnie, choć w każdym pokoju dzieci i mamy, tworzą swoje małe światy, azyle, by nie oszaleć, trwać, wierzyć, walczyć. A taki dzień, gdy się coś dzieje i ktoś przychodzi jest dla nich odskocznią. Chwilą, gdy nie mówi się tylko o płytkach krwi, ilości kroplówek. Można na moment, na parę chwil tę sytuację pokolorować spontanicznym uśmiechem, przytuleniem. Wydobyć nowe pokłady nadziei.
Dziękuję wszystkim Mamom, które wpuściły i zaufały mi, że umiem. Pracownikom Szpitala i Oddziałów Onkologii i Transplantologii. Kasi z Fundacji. Dzięki tej drużynie oddaję Ci coś ważnego. Doceń. Obejrzyj. Poczuj. Nie przechodź obojętnie. Nie komentuj łysej główki, jeśli nie wiesz. Nie wszystko oceniaj swoją miarą. I pamiętaj – najważniejsze w życiu zapewne masz obok siebie i nie doceniasz. A zacząłbyś gdybyś spędził choć jeden dzień na takim oddziale, bo jak któraś z dziewczyn mi napisała na Instagramie – onkologia i rak uczą życia. Mnie nauczyły, ustawiły priorytety już w wieku 16-17 lat. Nastolatce, która nie odwracała wzroku, tylko była obok.
W dniu reportażu zmarł Dawid. Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie.
Być może zdziwiła Cię końcówka reportażu. Dlaczego dziewczynka jest poza szpitalem? Po co takie zdjęcia? Jak to skleić, połączyć? Już tłumaczę. Po wizycie na onkologii i pokazaniu backstagu reportażu, odezwała się do mnie Ola. Ola była z Bartkiem i dziećmi u mnie na sesji świątecznej w szklarni. Napisała, że ona nie wierzy, ale to jej oddział fotografowałam i że słyszała od koleżanek, że była jakaś fotografka i robiła zdjęcia. Dziewczyny – Ola z małą Gają – są akurat na przepustce poza murami szpitala. Przeczytałam to akurat pomiędzy sesjami, mieliłam w sobie i wiedziałam, że jak nie spotkam się z Olą, to jakoś nie dokończę tego reportażu. Bo przepustki to również rzeczywistość związana właśnie z onkologią. Bywa przerwą, regeneracją. Ciała, ducha przed dużą batalią. Szansą na oddech. Zbudowanie kolejnych pokładów nadziei.
Spotkaliśmy się w parku, w lasku Marcelińskim. Dziewczyny mimo przepustki pojawiały się co 2 dni sprawdzać wyniki badań. Tego dnia nie były najlepsze. Ale ten krótki spacer się odbył, a ja wiem, że było warto, bo mam historię pełną. Resztę zostawiam Tobie. W Tobie. Nie zapominaj o tej historii. We mnie mimo upływu lat jest nadal żywa.
Dziękuję.